czwartek, 26 lutego 2009

Internet w walce z nieuczciwością!

Tu o portalu Nierzetelnefirmy.pl, który ma pomagać w walce z przeróżnymi partaczami, nieuczciwymi dostawcami, nierzetelnymi wykonawcami itd. Ponieważ twórczość internetowa niektórych, obsesyjnych użytkowników, na których anonimowość działa jak lep na muchy, jest niezmierzona i przerażająca, przeto zastanawiać się zacząłem nad nierzetelnymi... opiniodawcami. Twórca portalu uspokaja jednak - podejrzane firmy będą natychmiast informowane o treści wpisu. Ciekawe, jak rozwinie się ta inicjatywa.

A tak na marginesie - z boku link do Transformacji Prawa Prywatnego. W czasopiśmie zaś, w ostatnim numerze artykuł Benedykta Baligi i Michała Kućki (pierwszy był członkiem Sekcji PWI) nt. Korzystanie z praw autorskich. Użytkowanie i dzierżawa a licencje . W numerze zaś 3-4/2007 link do artykułuartykuł innego, byłego członka Sekcji, Krzysztofa Felchnera nt. Choreografia i pantomima w prawie autorskim - zagadnienia wybrane.

piątek, 20 lutego 2009

Ogólnopolska Konferencja Studencka "Prawne zagadnienia handlu elektronicznego"

Sekcja Prawa Własności Intelektualnej oraz Sekcja Prawa Ochrony Konkurencji i Konsumentów TBSP UJ serdecznie zapraszają do udziału w Ogólnopolskiej Konferencji Studenckiej nt. „Prawne zagadnienia handlu elektronicznego”, która odbędzie się w Krakowie 18 marca 2009 roku.

Tematyka konferencji dotyczy prawnych konsekwencji rozwoju handlu elek­tronicznego – czy prawo nadąża za elektroniczną praktyką? jakie (ewentualne) zmiany są potrzebne? Jaka jest sytuacja uczestników obrotu elektronicznego? W jaki sposób chronić słabsze strony zawieranych umów? W jaki sposób obrót elek­troniczny wpływa na reklamę, dobra osobiste, prawo własności intelektualnej?
Do odpowiedzi nie tylko na te pytania zachęcamy osoby, które chciałyby za­prezentować referaty podczas konferencji.

Zgłoszenia przyjmowane są do 5 marca na adres: handelelektroniczny@gmail.com

Zgłoszenie powinno zawierać imię, nazwisko, rok studiów, nazwę reprezento­wanej uczelni, katedry lub koła naukowego, telefon kontaktowy, adres e-mail, te­mat wystąpienia oraz abstrakt (do 1000 znaków).

Uczestnicy we własnym zakresie rezerwują ewentualne noclegi i zapewniają wyżywienie. Udział w konferencji jest bezpłatny. Organizatorzy przewidują wyda­nie publikacji pokonferencyjnej.

wtorek, 17 lutego 2009

O prostym rozróżnieniu

Z pozdrowieniami dla RIAA i podobnych!

Coś o projekcie nowej ustawy...

Dla zainteresowanych;) krótki komentarz prof. Błeszyńskiego dotyczący projektu prawa autorskiego- wrzucam tylko i otwieram dyskusję;)
http://www.rp.pl/artykul/64143,264404_Obecny_projekt_nowelizacji_prawa_autorskiego_jest_rownie_zly_jak_poprzednie.html

poniedziałek, 16 lutego 2009

Jak polacy dobra osobiste naruszają...

Homoseksualista pozywa sąsiadkę za "pedała"

W podszczecińskiej miejscowości pewien homoseksualista, który nie chce ujawnić swych personaliów, pozwał swą sąsiadkę za używanie w stosunku do niego takich zwrotów jak: "pedał" czy "pedał przyprowadził sobie pedała". Ciekawy artykuł o sprawie, która w Polsce nieczęsto znajduje finał w sądzie. Mowa o braku tolerancji dla osób "niehetero". Tutaj link do artykułu.


Palenie narusza dobra osobiste niepalących

Tu odsyłam do ciekawego wpisu na blogu prawomedyczne.blogspot.com dotyczącego dóbr osobistych osób niepalących. Link tutaj.


Leo wygrał z polskim menedżerem

Kolejną sprawą jest kontynuacja wcześniejszego mojego wpisu, który znajdziecie tutaj, na temat Leo Beenhakkera i skierowanych pod jego adresem zarzutów dotyczących rzekomych nieprawidłowości przy wysyłaniu powołań do kadry Polski. Leo wygrał sprawę w pierwszej instancji, o czym mowa tutaj.

sobota, 14 lutego 2009

Skazany dziennikarz

Odsyłam jeszcze do sprawy Roberta Rewińskiego, byłego dziennikarza "Wyborczej", regionalnego, zielonogórskiego dodatku. Opisał on swego czasu swobodę, z jaką wydawano publiczne pieniądze na bankiety, rauty, szkolenia. Wszystko w jednym ośrodku, w którym zatrudniono później rodzinę decydujących o przeznaczeniu środków publicznych. Wobec dziennikarza z prywatnym oskarżeniem wystąpił właściciel ośrodka. Sędzia sądu rejonowego (a to ciekawe) przyznała rację właścicielowi. Nie przesądzając zasadności wyroku, wrzucam w celu zastanowienia się nad tym i innymi kwiatkami funkcjonującymi w prawie karnym - znieważenie głowy państwa, obraza uczuć religijnych. Moim zdaniem powinny zostać już dawno zdepenalizowane.
PS. Jakbym popełnił jakąś teoretyczno-karnoprawną głupotę, to skorygujcie mnie, proszę :)

polityczny cyrk trwa

A przy nim takie drobne prawne rafy:
1. Opisana przez "Polska The Times". Na łamach rodzinnej strony, zarządzanej przez Krzysztofa Czumę, ujawniono nazwiska tych osób, których Czumowie posądzają o współpracę ze służbami komunistycznymi. Oprócz nazwisk daty urodzenia, miejsca zatrudnienia. I zdjęcia. A przy zdjęciach komentarze typu "interesujący się polityką i muskularnymi, męskimi ciałami" itd. Obecnie strona www.czuma.pl nie działa z powodu zbyt częstych odwiedzin :) A w tle problem ochrony dóbr osobistych, sponiewieranych przez kolejne wersje lustracji i samotnego rozliczania się z przeszłością. Jak widzicie, minister sprawiedliwości mnie ostatnio inspiruje :)

2. Druga sprawa dotyczy jeszcze barwniejszej postaci polskiej polityki, Paganiniego autoreklamy i złotego dziecka politycznego automarketingu (jak go określał K. Wojewódzki) - Kazimierza Marcinkiewicza. Były już premier i komisarz, po przejściach politycznych, na spokojnych, emigracyjnych wodach pewnego słonecznego dnia :D postanowił zmienić swoje życie, rozstać się z żoną, zamieszkać z nową partnerką. Wszystko fajnie, nic co ludzkie..., tyle że w romantyczną wyprawę postanowiły wyruszyć z byłym premierem tabloidy, na czele z moim ulubionym "Super Expresem". Zaroiło się więc od zdjęć pstrykanych przy każdej okazji, rzekomych wywiadów z rodziną (matką), dramatycznych oświadczeń żony itd., wszystko w tabloidowym stylu, który wszyscy kochamy. No i pytanie, jak działania gazet mają się do dóbr osobistych biednego byłego polityka. Jak tam z jego prawem do prywatności, wizerunku. Czy można potraktować inaczej dramatyczny apel zainteresowanego, jak tylko wycofanie zgody na działania mediów? Mamy wszak do czynienia z politykiem, któremu przysługuje węższy zakres ochrony, ale to jest były polityk, który chyba nieco świadomie wybrał odseparowanie. A jednocześnie co jakiś czas niczym polityczny bumerang wracał w postaci plotek. No i wreszcie jak traktować polityka, który sam uczynił swoją działalność publiczną i życie prywatne elementami marketingu politycznego. Stał się wszak celebrytą, u którego wydarzenia z życia osobistego sprzężone zostały z wyboistą drogą polskiej polityki. Więc jak to z tą jego zgodą, wycofał, mógł w ogóle wycofać, "Super Express" ma prawo wypisywać różne cuda na jego temat? Dotyczy to tak biednego Kazika, jak i wielu polskich gwiazdeczek, celebrytów, ba, u tych ich życie prywatne jest jedyną działalnością publiczną, jaką prowadzą. Tym bardziej, że często przepływem informacji sami kierują.

czwartek, 12 lutego 2009

hasło, hasełko

I taki jeszcze kwiatek na wieczór. Dyskutujemy sobie często o bezpieczeństwie szeroko rozumianego obrotu internetowego. Jednym z elementów tego bezpieczeństwa jest hasło, które podajemy przy rejestracji do przeróżnych serwisów. W podlinkownym artykule znajdziecie informacje o zanalizowanych 28 tys. skradzionych hasłach, które służyły Amerykanom do logowania. A wśród nich ich własne imiona, ciągi 1234 czy QWERTY, a także po prostu "hasło". Albo "hasło1". Przeurocze, amerykańskie...

tak głośno o Czumie, a tu cisza...

Taka awantura, afera, a na blogu ani śladu. A tymczasem przynajmniej dwa pytania przy sprawie Czumy można by postawić - jedno dotyczy standardów w polityce i stawiają je tak dziennikarze, którzy awanturę wywołali, jak i obecnie komentujący politycy, tzn. czy osoba piastująca stanowisko rządowe mogła mieć w przeszłości długi, a nawet "za te długi" orzeczenia sądów cywilnych. O - tylko pozornie - podobne pytanie, tyle że w sprawie zobowiązań podatkowych, rozbiła się kariera m.in. amerykańskiego sekretarza ds. zdrowia. Pojawiły się zresztą już sygnały o dymisji polskiego ministra. Nie jest to blog polityczny, więc pozostawiam to pierwsze pytanie bez odpowiedzi (odsyłam jedynie do podlinkowanego poniżej tekstu w "Polityce", gdzie zamieszczono cytaty z innych gazet już po wywołaniu afery).
Drugie pytanie wpisuje się jednak w tematykę naszego bloga. Chodzi mianowicie o to, czy dziennikarzom wolno "wywlekać" takie sprawy. Nie mam wątpliwości, że mają prawo prześwietlać bardzo dokładnie polityków, zwłaszcza tych pełniących najważniejsze funkcje państwowe. Sądy wiele razy wskazywały, iż zakres prywatności w takich przypadkach jest znacznie węższy. Więcej, uznawały za dopuszczalne np. przypominanie o tych wyrokach, które uległy zatarciu. Moje wątpliwości budzi jednakże sam sposób postawienia zarzutów, czyli tekst w "Polityce". Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że tekst jest jednostronny, a żaden z zarzutów nie jest w nim uargumentowany czy poparty dowodami (jakieś sygnatury, daty, miejsca, cytaty?). Do tego nie wiadomo, czy zobowiązania są, czy nie, w jakich okolicznościach powstały, dlaczego zawędrowały do sądu. Informacji o rzekomych groźbach nie towarzyszy choćby ślad prób dotarcia do wersji drugiej strony. Andrzej Czuma już zapowiedział pozwanie dziennikarza i tygodnika, dziennikarz odpowiada zaś, że dysponuje dokumentami, orzeczeniami itd. My jednak, czy to czytelnicy, czy śledzący medialną burzę, takimi materiałami nie dysponujemy.
Na marginesie - nie mogę oprzeć się jeszcze jednemu wrażeniu - że oto polskie emigracyjne piekiełko, skłonność do kłótni potęgowana życiem w obcym kraju, zaczyna mieszać w rodzimym ogródku.

środa, 11 lutego 2009

Tam stoi kudłaty człowiek!

Ka mate! Ka mate! Ka ora! Ka ora! Kiedy nowozelandzcy rugbyści tańczą haka, wygląda to rewelacyjnie. A gdzieś w tle, jak się okazuje, był spór, w którym Maorysi domagali się odszkodowania za lata wykorzystywania tańca. Wygrali - dostaną w ramach ugody 300 nowozelandzkich dolarów, czyli ok. 150 M USD. Nie ma tu mowy o problemach natury prawnoautorskiej, co nie dziwi - za prekursora uważany jest Ngati Toa, wódz plemienia Te Rauparaha, który żył na początku XIX w. Ale jeżeli czy to choreografia, czy to słowa do Ka mate nie są utworem, to niech mnie rozdepcze kudłaty człowiek, który będzie powodował świecenie słońca.

All Blacks prężą się przed Francuzami.

Zdjęcie stąd, na licencji CC-2.0-Share-Alike.

Więcej: BBC

poniedziałek, 9 lutego 2009

Czy użycie słowa "upośledzony" jako synonimu słowa "niepełnosprawny" to naruszenie dobrego imienia?



Jednak nie. Przynajmniej Sąd Apelacyjny w Lublinie uznał, że słowa "upośledzony" można użyć jako synonimu słowa "niepełnosprawny" (sygn. I ACa 1/09). Otóż, niepełnosprawny mieszkaniec miasteczka Bychawa pozwał burmistrza tej miejscowości o naruszenie dóbr osobistych (dobrego imienia) z powodu użycia w stosunku do niego słowa "upośledzony" (zamiast jak uważał za poprawne "niepełnosprawny").

Powód argumentuje, że "(...) burmistrz w programie telewizyjnym wypowiedział się o nim jako o osobie upośledzonej. Naraził go tym samym na pośmiewisko, bo słowo „upośledzony" kojarzy się z upośledzeniem umysłowym."

Sąd stwierdził, że wypowiedź pozwanego nie tylko nie była bezprawna, ale również nie naruszyła dobra osobistego powoda w postaci jego dobrego imienia. Powód powoływał się również na naruszenie godności osobistej.

Tu krótki cytat: "Nawet jeśliby przyjąć, że sformułowanie to wywołało u obywatela dyskomfort, sporna wypowiedź nie nosi cech bezprawności. Andrzej S. jako burmistrz prezentował oficjalne stanowisko gminy będące odpowiedzią na zarzuty obywatela. Były to wypowiedzi lakoniczne, precyzyjne, pozbawione ocen i niezmierzające do ośmieszenia Józefa Sz. w środowisku. Sąd przypomniał też, że to sam zainteresowany nagłośnił problem swojej niepełnosprawności, prosząc media o interwencje."

W sumie nie wiem co ostatnie zdanie ma tutaj do rzeczy :)

Link do artykułu w Rzeczpospolitej tutaj. Ciekawy materiał na kazus na egzamin u Prof. Gawlika. :)

odcinasz dostęp? tracisz klientów...

Ciąg dalszy sprawy opisywanej przez Anię kilka postów poniżej. Do firmy Aster pielgrzymkę uczyniło wielu klientów, by rozwiązać umowę. Zgłaszają się nie tylko z powodu zmiany regulaminu, ale i np. obniżającej się jakości świadczonych usług. Czyżby antypiracki zapał przelał czarę goryczy umęczonych klientów? Tu link.

środa, 4 lutego 2009

Popiełuszko polskim Jamesem Bondem?


Na portalu tvn24.pl wychwyciłem ciekawy artykuł. Chodzi mianowicie o podobieństwo dwóch plakatów, a bardziej podobieństwo plakatu reklamującego nową polską 'megaprodukcją' "Popiełuszko" do hitu kolejnej części Jamesa Bonda sprzed 3 lat "Casino Royale". Na pierwszym planie przystojny facet, podobny układ graficzny w tle. Naruszenie prawa autorskiego? Jak sądzicie?

Według mnie bardzo wiele zależy od możliwości wykazania sposobu w jaki plakat powstawał (podobnie jak w kazusie z logo Białegostoku). Jeśli autorzy byliby w stanie wykazać pewną chronologię powstawania tego plakatu, która unaoczni brak wzorowania się na plakacie Bonda, to czemu nie? Z drugiej strony ilość elementów odmiennych (główna postać w przypadku Bonda bardziej z lewej strony, Popiełuszko na środku; rozmieszczenie obrazków w tle mimo wszystko inne; inna ilość obrazków w tle; zupełnie inna czcionka napisu itd.) też jest znacząca. Wiem, szukam dziury w całym; jednak mimo wszystko, jak dla mnie, za mało tu elementów podobnych dla przyznania ochrony... tu link

Abstrahuję rzecz jasna od kontrowersji jakie wzbudzi podobieństwo obu plakatów wśród potencjalnych widzów "Popiełuszki".

Prawa autorskie do Szkieletora

Krakowski dodatek do "Gazety Wyborczej" opisuje spór o prawa autorskie do Szkieletora. Szkieletor, co zainteresuje czytelników spoza Krakowa, wygląda tak:



Zdjęcie z Wikipedii, fotografem wikipedysta Macieias.

Ostatni żyjący autor projektu podnosi, że wszelkie zmiany wymagają jego zgody. Co na to właściciel? Otóż reprezentujący go adwokat Henryk Gaertner podnosi, jeśli wierzyć relacji prasowej, dwa argumenty.

Po pierwsze - projekt szkieletora to nie utwór, bo brak mu indywidualności i oryginalności. Argument, moim zdaniem, całkiem przekonujący, choć nie podejmuję się wyrokowania.

Po drugie - i tu, czytając wypowiedź mecenasa Gartnera, usiadłem. Otóż, po drugie, zacytujmy: Aby utwór mógł być chroniony, musi zostać ustalony w postaci, której mają dotyczyć prawa autorskie. Projekt NOT-u (Naczelna Organizacja Techniczna; to miał być ich biurowiec - przyp. BW) został ustalony tylko na papierze. A to, co powstało w postaci budynku, nie jest skończone. Nie można więc traktować tego w kategoriach utworu chronionego prawem autorskim. Pierwotna koncepcja zostanie zresztą w całości unicestwiona, co nie wymaga zgody autora i nie jest prawnie traktowane jako ingerencja w integralność utworu architektonicznego.

Powtórzmy - w postaci, której mają dotyczyć prawa autorskie.

Rozróżnienie między utworem a corpus mechanicum jest tak fundamentalne, że w dowolnym podręczniku temat ustalenia prawa autorskie zasługuje raptem na parę zdań. I wśród tych zdań jest i takie, które zawiera bardzo proste twierdzenie: ustalenie to uzewnętrznienie, nie utrwalenie, a forma ustalenia jest dowolna. Czyli, obrazowo mówiąc, robiąc zdjęcie rzeźbie, dokonuję zwielokrotnienia utworu.

Ale po co sięgać do konstrukcyjnych zagadnień prawa autorskiego? Wystarczy zajrzeć do ustawy. Art. 1 ust. 1: ustalony w jakiejkolwiek postaci. Ciekawe też, jak mec. Gaertner wyjaśniłby, nie popadając w sprzeczność, sens istnienia art. 61 p.a., który zawiera regułę interpretacyjną dotyczącą wykorzystania projektu architektonicznego do jednej budowy.

Dostawcy internetu ostrzą pazurki

Ciekawy tekst znalazłam dziś na Onecie link: http://wiadomosci.onet.pl/1909923,11,item.html
Aster, jeden z największych dostawców internetu w kraju zapowiedział swoją walkę z piractwem w sieci. Wysyła swoim abonentom nowy regulamin, w którym zamieścił ostrzeżenie, że będzie walczył z osobami, które "pobierają, dystrybuują lub udostępniają w sieci filmy, muzykę i programy komputerowe z naruszeniem praw autorskich". Zacznie od tymczasowego zablokowania dostępu do ściągniętych treści, jak to nie poskutkuje, to na tydzień wstrzyma dostarczanie usługi, a w ostateczności zerwie umowę z takim abonentem.
No cóż, programy komputerowe ok, ale jeśli chce sobie ściągnąć film czy muzykę i mam program, w którym można wyłączyć opcję udostępniania, to mam do tego prawo i w żaden sposób nie naruszam prawa autorskiego, które mi na to pozwala w ramach dozwolonego użytku osobistego. :P

wtorek, 3 lutego 2009

Ministerstwo idzie na wojnę z handlem w internecie

Na portalu gazeta.pl ukazał się ciekawy tekst, do którego link jest tutaj. Po krótce Ministerstwo Finansów RP chce się dobrać do kasy interaktywnych sprzedawców i szykuje sobie do tego podstawy prawne (w końcu globalny kryzys, co zrobić? :) ). Artykuł mówi o "ciekawych" propozycjach ministerstwa:
"Batem na firmy ukryte pod nickiem i numerem konta, ma być swobodny dostęp do ich prawdziwych danych. Portal aukcyjny, np. Allegro.pl, które jest liderem e-handlu, czy banki będą zmuszone do ujawnienia personaliów klientów: ich imion, nazwisk, adresów i kont bankowych, a także informacji o transakcji. - Inaczej zapłacą 5 tys. zł grzywny."

A co na to GIODO? Głos zabiera jego Rzecznik Prasowy:
"- Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych będzie analizował zgłoszone propozycje w trybie pilnym, biorąc pod uwagę niezbędność pozyskiwania danych na potrzeby prowadzonych postępowań podatkowych. Przedmiotem oceny będzie też zgodność proponowanych rozwiązań z przepisami ustawy o ochronie danych osobowych, w tym m.in. zakres pozyskiwanych danych"

Wypowiada się też rzecznik MF, nieco sprawę bagatelizując:
" (...) jeśli ktoś prowadzi w sposób zorganizowany, ciągły, na własny rachunek, z chęcią osiągnięcia zysku sprzedaż, to jest to już działalność gospodarcza. - Nie będziemy ścigać kogoś, kto prowadzi pojedyncze transakcje i sprzedaje stare kalosze z szafy (...)" - stwierdza puszczając do nas oko :).

Artykuł godny polecenia, więc polecam. Ciekawe jak się sprawy potoczą dalej...

niedziela, 1 lutego 2009

Janusz Palikot i prawo autorskie

Cyrki, fajerwerki, a tu za rogiem czai się złośliwe prawo autorskie. J.P. wymyślił sobie, że opublikuje przemówienie Jarosława Kaczyńskiego na godzinę przed jego wygłoszeniem. Jak wszedł rzekomo w posiadanie tej płomiennej, wspaniałej mowy, nie wiadomo, jeśli byłoby to autentyczne przemówienie, to nijak w dozwolonym użytku się nie mieści (bo niewygłoszone), a i dobra osobiste narusza (pierwsze udostępnienie). Ale J.P. (cóż za nieszczęśliwe inicjały) opublikował coś na blogu, przypisując autorstwo Jarosławowi Kaczyńskiemu, niemniej okazało się, że to kpina (czyli jak zwykle). No ale kpinę ktoś napisał, może i sam J.P. Autorstwo zaś przypisano komu innemu. A do tego Jarosławowi w usta wciśnięto frazy, których prawdopodobnie nigdy by nie wypowiedział. Więc mu dobra osobiste naruszono. Choć kto wie, może trzeba by od razu zacząć kwalifikować Janusza Palikota jako artystę kabaretowego, odnaleźć parodię stylu (napuszonego wszakże, jak lubi PiS) albo w granicach dozwolonej krytyki mościć gniazdko temu naszemu politycznemu błaznowi, co to przejaskrawia absurdalność polskiego życia politycznego i w zadumę nad kondycją moralno-jakąkolwiek decydentów wprawia. Tu link.