Na wstępie wypada mi pokrótce przypomnieć stan faktyczny w sprawie, a raczej sprawach – praktycznie identycznych.
Otóż, w kilku miejscach w internecie (m.in. na forum dziennika "Fakt", tygodnika "Wprost" czy na stronach "Pulsu Biznesu") pojawiły się posty obrażające Radosława Sikorskiego i jego rodzinę. Wydawca „Faktu”, Ringier Axel Springer sp. z o.o., poinformowany o tych okolicznościach niezwłocznie usunął obraźliwe treści i wyraził ubolewanie z ich powodu. Niemniej, minister nie spoczął i postanowił podjąć dalsze kroki, wnosząc przeciwko Axel Springer, żądając przeprosin oraz 20 tys. złotych tytułem zadośćuczynienia. Powództwa również zostały złożone przeciwko wydawcom dwóch pozostałych czasopism. Pikanterii sprawie dodaje oczywiście fakt (nomen omen!), iż pełnomocnikiem Radosława Sikorskiego jest mecenas Roman Giertych.
Gdzie leży problem? Zgodnie z art. 14 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. W telegraficznym skrócie: zwalnia on podmiot świadczący usługę hostingu z wszelkiej odpowiedzialności (w szczególności karnej i cywilnej) za treści zamieszczane na serwerze, jeśli usługodawca nie wie i nie zostanie powiadomiony o naruszeniach. A użytkownik zamieszczając obraźliwe wpisy na forum nie czyni niczego innego, tylko korzysta ze świadczonej na jego rzecz usługi hostingu. Zależność: my dajemy serwer – ty zamieszczasz komentarze.
W sprawie przeciwko wydawcy „Wprost”, mec. Giertych podnosi w zasadzie dwa argumenty. Po pierwsze, wskazuje, że gazeta internetowa również powinna podlegać rejestracji w trybie określonym przez prawo prasowe, a posty na forum należałoby traktować jako listy do redakcji. Argumentacja ciekawa, ale niestety raczej chybiona. Po drugie, jego zdaniem art. 14 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną jest niezgodny z konstytucyjną zasadą ochrony czci i dobrego imienia.
Tu pojawia się jednak kłopot, bowiem ustawa jest implementacją prawa unijnego (a konkretnie: dyrektywy 2000/31/WE), które nie pozostawia ustawodawcy praktycznie żadnego marginesu w kwestii rozszerzenia odpowiedzialności prawnej hosting providera. W zakresie ewentualnej weryfikacji zgodności prawa europejskiego z Konstytucją RP przez polski TK polecam ciekawą notkę p. Krzysztofa Lehmanna, który uprzedził mnie z analizą tematu: http://www.prawont.pl/2011/11/artyku-14-do-trybunalu-konstytucyjnego.html.
Warto jednak popatrzeć na praktyczne znaczenie konfliktu, leżącego u podstaw sporu. Wyobraźmy sobie, że uznajemy odpowiedzialność hosting providera za dane zamieszczane na jego serwerach. Aby dostrzec konsekwencje, zaglądnijmy na popularne polskie serwisy hostingowe typu Chomikuj.pl, Wrzuta.pl czy międzynarodowe giganty pokroju Youtube. Może kwestie naruszenia czci i dobrego imienia nie są tam równie nagminne co na politycznych forach (skądinąd, dowód na prawdziwość mądrości starożytnych Jugosłowian, że muzyka łagodzi obyczaje) jednak naruszanie praw autorskich to chleb powszedni. Oczywiście, jeżeli usługodawca wie o naruszeniach – problem jego ewentualnej odpowiedzialności jest bezdyskusyjny, także w obecnym stanie prawnym. Gdyby jednak posłużyć się modelem odpowiedzialności obiektywnej za dane zamieszczane bezprawnie na serwerach, bez wiedzy administratora strony, doprowadzilibyśmy do sytuacji, w której nieistotna byłaby jakakolwiek reakcja hosting providera na naruszenia w celu uniknięcia odpowiedzialności (obecnie funkcję taką pełni obowiązek zablokowania dostępu do nielegalnych treści). Niejako automatycznie byłby za taki fakt odpowiedzialny, co niweczyłoby w zasadzie sens instytucji hostingu - jednego z fundamentów współczesnego internetu.
Stąd chyba jedyna realna opcja rozszerzenia odpowiedzialności hosting providera to uprzednia kontrola treści publikowanych przez użytkowników. Ale czy na pewno? Po pierwsze, spójrzmy na to o strony praktycznej – weryfikacja tysięcy postów dziennie to sprawa organizacyjnie niełatwa. Ponadto publikacja każdego postu rodzi potencjalnie możliwość powzięcia odpowiedzialności przez usługodawcę, co z kolei rodzi pokusę odrzucania wszystkich postów „z pogranicza”, bo lepiej czegoś nie opublikować niż przez to coś trafić do sądu. A, że przy okazji mamy możliwość odmowy publikacji treści legalnych a niewygodnych – sama radość.
Oczywiście w pełni zasługują na potępienie jakiekolwiek akty łamania prawa w internecie - czy to jeśli chodzi o prawo autorskie czy dobra osobiste innych osób. W moim subiektywnym odczuciu takie rozwiązanie byłoby jednak – delikatnie mówiąc – nietrafione.
A co na to Trybunał Konstytucyjny? Jeżeli Sąd zdecyduje się wystosować pytanie prawne – odpowiedź poznamy raczej nie wcześniej niż w przyszłym roku.
O niniejszej sprawie można przeczytać także tutaj.
3 komentarze:
Nie znam się zbytnio w kwestii prawnej na hostingu ale mam małe pytanie co do wpisu. Czy nie jest tak że usługobiorcą usługi jaką jest hosting nie jest użytkownik a webmaster/administrator określonej strony internetowej która udostępniona jest na tym serwerze ?
Pytam bo napisałeś że użytkownik dokonujący wpisu na forum jest właśnie usługobiorcą.
To zależy o jakiej sytuacji mówimy.
Nie jestem informatykiem, więc przedstawię to w sposób niefachowy. Właściciel serwera świadczy usługę polegającą na udostępnieniu pewnej przestrzeni na dysku. Usługobiorcą jest osoba korzystająca z takiej przestrzeni.
Przykład pierwszy: osoba A oferuje hosting strony dla osoby B. B jest administratorem strony i usługobiorcą.
Przykład drugi: C jest administratorem portalu internetowego, w ramach którego można zamieszczać pewne treści. D udostępnia na niej materiał wideo lub komentarz w formie postu. Wówczas hosting świadczy administrator strony, a usługobiorcą jest jej użytkownik.
Ok, dzięki za wytłumaczenie :) nie znam się za bardzo jeszcze na hostingu dlatego pytam.
Prześlij komentarz