czwartek, 19 listopada 2009

Sprawa siostry Faustyny

Zbierałem się do napisania tej notki od jakiegoś czasu, ale dyskusja na łamach Rzeczpospolitej wciąż się toczy i zaczynam mieć wrażenie, że wreszcie zaczyna krążyć wokół sedna. Sprawa dzienniczka św. Faustyny Kowalskiej jest kontrowersyjna od początku tego roku - Kościół usilnie stara się zachować monopol prawnoautorski na dzienniczek, o czym pisałem już w styczniu. Problem niedawno odżył za sprawą nie byle kogo, bo prof. Jana Błeszyńskiego. Jego artykuł w "Rz" z 6 października zawiera śmiałą tezę, którą pozwolę sobie zacytować: "„Dzienniczek” św. Faustyny w rękopisie nie został nigdy opublikowany. Ukazały się dwie edycje książkowe. W świetle prawa autorskiego stanowią one opracowania, wydane zresztą za zgodą uprawnionych z tytułu prawa autorskiego do oryginału. Były to więc odrębne od oryginału-rękopisu utwory. „Dzienniczek” w wersji oryginalnej, ze względu na swoją pierwotną formę (m.in. wobec tego, że był pisany w wizji św. Faustyny bez znaków przestankowych i jakichkolwiek korekt), wymagał opracowania".

Z tezą tą podjęli polemikę Krzysztof Siewicz ("Rz" z 20 października): "Prof. Jan Błeszyński twierdzi z kolei, że wydana drukiem wersja „Dzienniczka” jest opracowaniem rękopisu św. Faustyny (miało dojść m.in. do korekty interpunkcji). Istotnie, jeżeli doszło w ten sposób do twórczej ingerencji, to powstał odrębny od oryginału przedmiot ochrony (opracowanie)" i Damian Flisak ("Rz" z 19 listopada). Temu ostatniemu należy się hołd za wskazanie istoty problemu: "Działania osób opracowujących rękopis św. Faustyny miały charakter porządkująco-redakcyjny. Bezładne stylistycznie notatki świętej, poczynione w atmosferze religijnego uniesienia, zostały uporządkowane, wyeliminowano zbędne powtórzenia, błędy ortograficzne, wstawiono znaki przestankowe, rozwinięto pewne skróty. Krótko mówiąc, przekaz świętej uczyniono bardziej zrozumiałym. Moim zdaniem co do zasady czynności tego rodzaju nie powinny być uznawane za twórcze."

Bo czy opracowanie polegające na przepisaniu z rękopisu i poprawieniu interpunkcji jest twórcze? Orzecznictwo sądowe nie mówi "nie", mimo dość jednoznacznych wypowiedzi doktryny sprzeciwiających się takiemu poglądowi. Polecam tu wyroki SN: z dnia 23 czerwca 1936 r., 1 K 336/36 i z 25 marca 2004 r., II CK 90/03 oraz wyrok SA w Warszawie z dnia 16 listopada, 1993 r., I ACr 698/93. Wszystkie są w moim przekonaniu przynajmniej kontrowersyjne, przyznając autorskoprawną ochronę krytycznym edycjom dzieł literackich (por. art. 99[2] p.a.), ale jednoznacznie podkreśla się w nich, że edycja taka musi mieć charakter twórczy. O opracowaniach to samo pisał zresztą prof. Jan Błeszyński, zarówno w swojej książce Tłumaczenie i jego twórca w polskim prawie autorskim, jak i w artykule opublikowanym w księdze pamiątkowej ku czci prof. Czachórskiego.

A co mamy w przypadku dzienniczka, dostępnego tutaj? Moim zdaniem mamy niewątpliwą ochronę prawnoautorską przypisów i wstępu. Cała reszta...cóż, gdyby wyrok z 25 marca 2004 dotyczył nie "Zemsty" i "Ślubów panieńskich" w opracowaniu prof. Inglota, ale dzienniczka św. Faustyny, pewnie byłby taki sam. I tak samo nietrafny. W Polsce ochronę prawnoautorską przyznajemy za twórczość, nie za sweat of the eyebrow, więc z całym szacunkiem za nakład pracy polegający na rozwinięciu niedokończonych wyrazów i poprawieniu błędów gramatycznych czy interpunkcyjnych - to jeszcze nie czyni opracowania.

Brak komentarzy: