wtorek, 23 września 2008

Przegląd spraw zza Wielkiej Wody - cz. II

Tym razem parę słów o dwóch sprawach rozpatrywanych przed Sąd Dystryktowy dla Dystryktu Północnej Kalifornii (sądy dystryktowe to najniższe sądy w hierarchii sądownictwa federalnego w USA) wiążących się z mechanizmem notice & takedown, wprowadzonym do amerykańskiego systemu przez słynny DMCA (Digital Millenium Copyright Act). Mechanizm dotyczy w przeważającej mierze odpowiedzialności providerów za treść wprowadzony do serwisu przez użytkownika, jeżeli narusza on prawa wyłączne - np. filmu w YouTube. Warto o tym pisać i warto czytać, bo oparty na podobnej zasadzie mechanizm znajduje się w art. 14 ust. 1 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną, implementującej dyrektywę 2000/31/WE.

Sprawa numer jeden została wytoczona przez użytkowniczkę YouTube, której klip przedstawiający małego synka tańczącego do piosenki Prince'a został zdjęty po interwencji Universal Music. Pani Lenz pozwała Universal na podstawie odpowiedniego przepisu DMCA, uznając zdjęcie klipu za niezgodne z prawem. Sąd przyznał jej rację stwierdzając, że działanie pani Lenz mieściło się w ramach fair use (w o g r o m n y m uproszczeniu - dozwolony użytek), nie uznając argumentów Universala, że ocenianie czy taka sytuacja ma miejsce nie pozwalałoby na szybkie przeciwdziałanie naruszeniom.

Linki: wyrok oraz kwestionowany klip (Boże drogi, ja ledwie słyszę, że w tle jest muzyka, a oni to chcieli zdejmować?!). Są także teksty na out-law i blogu Tomasza Rychlickiego, który zwraca uwagę na brak w prawie wspólnotowym przepisu takiego, jak ten, na którym oparła się pani Lenz.

Sprawa numer dwa dotyczy skuteczności owego takedown i obowiązków dostawcy. W sprawie IO Group vs. Veoh problemem było to, czy Veoh zagwarantował sobie wyłączenie odpowiedzialności (safe harbour), które może nastąpić jeśli provider tylko ułatwia publikację chronionego materiału przez kgooś innego, nie publikuje aktywnie i stosuje procedury szybkiego usuwania (takedown) po informacji o naruszeniu (notice). Dodajmy nieco pikanterii - IO to producent filmów pornograficznych, w dodatku - jak czytamy w pismach procesowych - wielokrotnie nagradzany za wysoką jakość produktów.

IO nie skorzystało z procedury zdejmowania materiałów, ale skierowało roszczenia prosto do sądu. Argumentem na poparcie tego posunięcia była rzekoma nieskuteczność procedur Veoh, ponieważ użytkownicy po interwencji mogli zakładać kolejne konta i ponownie rozpowszechniać chronione materiały. Sąd jednak uznał, że Veoh wypełnia wszystkie wymogi z DMCA, a badanie każdego filmu byłoby niemożliwe ze względu na ilość przetwarzanych danych i to, że nie wszystkie materiały (w tym te, o które chodziło IO) są sygnowane przez uprawnionego. Warto zwrócić uwagę na odpowiedź sądu na zarzut IO, że Veoh powinno badać każdy film, a jeśli nie jest w stanie, powinno albo zatrudnić więcej pracowników, albo przetwarzać mniej danych.

Sędzia Howard Lloyd stwierdził, że jest to mało subtelna sugestia, że jeżeli Veoh nie potrafi zapobiec zaistnieniu jakiegokolwiek naruszenia, nie powinno istnieć, a żądanie ograniczenia działalności jest sprzeczne z jednym z określonych celów DMCA, który miał ułatwić rozwój handlu elektronicznego, a nie zdusić go.

Nic dodać, nic ująć - zwyciężył zdrowy rozsądek i balans między sytuacją prawną uprawnionego, a sytuacją dostawców.

Linki: tekst na out-law oraz materiały z procesu.

Brak komentarzy: