wtorek, 21 lipca 2009

Google nie odpowie za wyniki wyszukiwania

Kilka dni temu w Anglii zapadł wyrok dotyczący zniesławienia przez internet. Pozwanymi były dwie amerykańskie spółki: mniej znana Designtechnica Corporation, która operuje stroną digitaltrends.com, zawierającą między innymi fora internetowa, oraz bardziej znana, czyli Google Inc. Trzecim pozwanym była brytyjska spółka zależna Google Inc., czyli Google UK Ltd. Powodem była spółka Metropolitan International Schools Ltd, zajmująca się kształceniem na odległość.

O co chodziło? Otóż na wspomnianych forach internetowych pojawiły się wątki, w których zarzucono MIS m.in. to, że kursy to oszustwo, że MIS bez zgody uczniów pobiera pieniądze z ich kont, łamie brytyjskie przepisy konsumenckie, łamie prawa autorskie i że, jeżeli dobrze rozumiem, MIS przyjmuje "byle kogo" do udziału w kursach.

Wątki zawierały w tytule nazwę "Train2Game", którą posługuje się powód. I wyskakują w wynikach wyszukiwania w Google jako...drugi wynik.
Sąd już na wstępie zaznacza bardzo istotną kwestię: Jest oczywiste, że Google nie kontroluje tego, jakie zapytania są stosowane przez użytkowników, ani tego, jakie materiały są umieszczane w sieci przez użytkowników. Dalej, po obszernych rozważaniach na temat jurysdykcji, zaczyna się kluczowy fragment uzasadnienia dotyczący odpowiedzialności operatora wyszukiwarki. Sąd zauważa brak "czynnika ludzkiego" w przygotowywaniu konkretnych wyników wyszukiwania i porównuje wyszukiwanie w internecie do przeszukiwania katalogu bibliotecznego. Przypisywanie odpowiedzialności z ta treść książek osobie, która skompilowała katalog jest nierealistyczne. Z drugiej strony, jeżeli kompilatorzy (...) zacytowali niewielkie fragmenty książki, sytuacja może być inna. Przy czym w przypadku Google wszystko załatwia robot, więc nie ma mowy o odpowiedzialności za "powtarzanie" zniesławiających treści, z uwagi na brak jakiejkolwiek świadomości.

Zastanawiając się, czy Google może usunąć zniesławiające treści z rezultatów wyszukiwania, sąd bada kilka różnych zapytań i w końcu stwierdza, że zmuszanie Google do takich działań byłoby niepraktyczne - zwłaszcza że funkcjonuje procedura takedown notice. Dalej stwierdza, że nie da się bez zmiany ustawy rozszerzyć wyłączenia odpowiedzialności za hosting na operatora wyszukiwarki, ale i tak dochodzi do wniosku, że Google nie odpowiada za treść wyników wyszukiwania.

Uzasadnienie jest bardzo długie - powyżej streściłem jedynie najważniejsze, moim zdaniem, punkty. Zachęcam do przeczytania całości; jest świetnie napisane, zawiera nie tylko argumentację odwołującą się do common law, ale też analizę prawnoporównawczą.

Więcej:
- treść wyroku Metropolitan International Schools Ltd. (t/a Skillstrain and/or Train2game) v Designtechnica Corp (t/a Digital Trends) & Ors [2009] EWHC 1765 (QB)

Brak komentarzy: