środa, 24 września 2008

Nota copyrightowa większa od utworu

Do Polski dociera moda na gigantyczne noty copyrightowe. Rewelacyjny przykład w dzisiejszym internetowym wydaniu Rzeczpospolitej. Tekst o dwóch skierowanych przez Prezydenta do Trybunału Konstytucyjnego ustawach - 5 linijek + 1 linijka leadu. Nota copyrightowa z prośbami i groźbami - 8 linijek. Całość znajdziecie tutaj.

Redakcji Rzeczpospolitej uprzejmie przypominam o treści art. 4 pkt 4 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych:

Art. 4. Nie stanowią przedmiotu prawa autorskiego:
4) proste informacje prasowe.
Proste, to znaczy z reguły takie, przy których trudno wskazać na elementy pracy o charakterze twórczym (tak J. Barta, R. Markiewicz [w:] J. Barta, M. Czajkowska-Dąbrowska, Z. Ćwiąkalski, R. Markiewicz, E. Traple, Prawo autorskie i prawa pokrewne. Komentarz., wyd. IV, Kraków 2005). Nie wspominam tu już o prawie przedruku z art. 25 p.a., którego w myśl noty copyrightowej oczywiście nie ma. A zatem bezwstydnie i z pełną świadomością, wklejam ów "ściśle chroniony" tekst z Rzeczpospolitej:

Prezydent skierował wczoraj do Trybunału Konstytucyjnego dwie ustawy. Wystąpił o zbadanie zgodności z Konstytucją przepisów o zmianie ustawy o dokumentach paszportowych oraz ustawy o opłacie skarbowej, a także ustawy o zmianie ustawy o obrocie instrumentami finansowymi oraz niektórych innych ustaw (obie z 4 września 2008 r.)
Sosumi.

wtorek, 23 września 2008

Przegląd spraw zza Wielkiej Wody - cz. II

Tym razem parę słów o dwóch sprawach rozpatrywanych przed Sąd Dystryktowy dla Dystryktu Północnej Kalifornii (sądy dystryktowe to najniższe sądy w hierarchii sądownictwa federalnego w USA) wiążących się z mechanizmem notice & takedown, wprowadzonym do amerykańskiego systemu przez słynny DMCA (Digital Millenium Copyright Act). Mechanizm dotyczy w przeważającej mierze odpowiedzialności providerów za treść wprowadzony do serwisu przez użytkownika, jeżeli narusza on prawa wyłączne - np. filmu w YouTube. Warto o tym pisać i warto czytać, bo oparty na podobnej zasadzie mechanizm znajduje się w art. 14 ust. 1 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną, implementującej dyrektywę 2000/31/WE.

Sprawa numer jeden została wytoczona przez użytkowniczkę YouTube, której klip przedstawiający małego synka tańczącego do piosenki Prince'a został zdjęty po interwencji Universal Music. Pani Lenz pozwała Universal na podstawie odpowiedniego przepisu DMCA, uznając zdjęcie klipu za niezgodne z prawem. Sąd przyznał jej rację stwierdzając, że działanie pani Lenz mieściło się w ramach fair use (w o g r o m n y m uproszczeniu - dozwolony użytek), nie uznając argumentów Universala, że ocenianie czy taka sytuacja ma miejsce nie pozwalałoby na szybkie przeciwdziałanie naruszeniom.

Linki: wyrok oraz kwestionowany klip (Boże drogi, ja ledwie słyszę, że w tle jest muzyka, a oni to chcieli zdejmować?!). Są także teksty na out-law i blogu Tomasza Rychlickiego, który zwraca uwagę na brak w prawie wspólnotowym przepisu takiego, jak ten, na którym oparła się pani Lenz.

Sprawa numer dwa dotyczy skuteczności owego takedown i obowiązków dostawcy. W sprawie IO Group vs. Veoh problemem było to, czy Veoh zagwarantował sobie wyłączenie odpowiedzialności (safe harbour), które może nastąpić jeśli provider tylko ułatwia publikację chronionego materiału przez kgooś innego, nie publikuje aktywnie i stosuje procedury szybkiego usuwania (takedown) po informacji o naruszeniu (notice). Dodajmy nieco pikanterii - IO to producent filmów pornograficznych, w dodatku - jak czytamy w pismach procesowych - wielokrotnie nagradzany za wysoką jakość produktów.

IO nie skorzystało z procedury zdejmowania materiałów, ale skierowało roszczenia prosto do sądu. Argumentem na poparcie tego posunięcia była rzekoma nieskuteczność procedur Veoh, ponieważ użytkownicy po interwencji mogli zakładać kolejne konta i ponownie rozpowszechniać chronione materiały. Sąd jednak uznał, że Veoh wypełnia wszystkie wymogi z DMCA, a badanie każdego filmu byłoby niemożliwe ze względu na ilość przetwarzanych danych i to, że nie wszystkie materiały (w tym te, o które chodziło IO) są sygnowane przez uprawnionego. Warto zwrócić uwagę na odpowiedź sądu na zarzut IO, że Veoh powinno badać każdy film, a jeśli nie jest w stanie, powinno albo zatrudnić więcej pracowników, albo przetwarzać mniej danych.

Sędzia Howard Lloyd stwierdził, że jest to mało subtelna sugestia, że jeżeli Veoh nie potrafi zapobiec zaistnieniu jakiegokolwiek naruszenia, nie powinno istnieć, a żądanie ograniczenia działalności jest sprzeczne z jednym z określonych celów DMCA, który miał ułatwić rozwój handlu elektronicznego, a nie zdusić go.

Nic dodać, nic ująć - zwyciężył zdrowy rozsądek i balans między sytuacją prawną uprawnionego, a sytuacją dostawców.

Linki: tekst na out-law oraz materiały z procesu.

Hari Puttar i Przegrana Sprawa Warnera

Z doniesień prasowych można w zasadzie wywnioskować tylko tyle, że Warner przegrał przed indyjskim sądem sprawę, która dotyczyła bollywoodzkiego filmu Hari Puttar, któremu zarzucano nadmierne podobieństwo do Harry'ego Pottera. Sąd orzekł, że nie może być tu mowy o wprowadzaniu w błąd. Trudno ocenić, jakie przepisy były podstawą orzeczenia, zwłaszcza biorąc pod uwagę specyficzny system prawny w Indiach, ukształtowany m.in. przez kolonialną historię kraju. Zgaduję, że były to regulacje o znakach towarowych, skoro jeden z twórców filmu w wypowiedzi dla prasy opowiada o rejestracji tytułu, choć równie dobrze mogą tu pasować przepisy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji.

Więcej w: BBC, WSJ

poniedziałek, 22 września 2008

Hiszpańskie orzeczenie w sprawie linków do P2P

Podsumowanie nie jest dostępne. Kliknij tutaj, by wyświetlić tego posta.

piątek, 19 września 2008

Program Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego „Patent PLUS Wsparcie patentowania wynalazków”

Nowe rozporządzenie w zakresie prawa patentowego mające na celu udzielenie wsparcia w związku z procedurą ubiegania się o ochronę patentową, weszło w życie dnia 12 września 2008r. Umożliwia ono uzyskanie rządowej dotacji w wysokości do 90% kosztów poniesionych w związku z przygotowaniem zgłoszenia patentowego. Dofinansowanie obejmuje m.in. koszty związane z pracą rzecznika patentowego. O dotacje mogą się ubiegać jednostki naukowe, uniwersytety, akademickie, inkubatory przedsiębiorczości, centra transferu technologii, centra doskonałości, parki technologiczne, konsorcja naukowe oraz przemysłowe, podmioty działające na rzecz nauki oraz fundacje wspierające transfer technologii i przedsiębiorczości.
Źródła prawa: Rozporządzenie Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego z dnia 12 sierpnia 2008r. w sprawie programu „Patent Plus – wsparcie patentowania wynalazków” (DzU nr 156, poz. 971).
Więcej na ten temat na stronie: http://www.nauka.gov.pl oraz http://www.law-now.com/

czwartek, 18 września 2008

Pseudonim jako dobro osobiste - wyrok opublikowany!

W serwisie orzecznictwo.net znalazł się wydobyty (dosłownie i za opłatą!) przez Tomasza Rychlickiego tekst uzasadnienia opisywanego już tu wyroku SN dotyczącego ochrony pseudonimu internetowego (tu: nazwy użytkownika na serwisie aukcyjnym) za pomocą przepisów o ochronie dóbr osobistych. Jest to wyrok z dnia 11 marca 2008 r., sygn. akt II CSK 539/07. Są również pierwsze komentarze.

środa, 17 września 2008

ZAiKS i tabulatury

Po raz kolejny prawo autorskie wkracza na obszar, który dotąd w Polsce raczej nie był z nim kojarzony, a jednocześnie robi to w sposób, który dotknie niemałej grupy ludzi. Chyba każdy, kto grał (albo próbował grać) kiedyś na gitarze korzystał z tabulatur, których najpopularniejszym źródłem są oczywiście strony internetowe. Tabulaturę można porównać do zapisu nutowego - w każdym razie mamy tu do czynienia z formą rozpowszechniania utworu muzycznego lub słowno-muzycznego.

Za granicą problem już się pojawił - dwa lata temu akcję zorganizowały amerykańskie OZZ. Teraz do administratorów polskich serwisów z tabulaturami zaczął pukać ZAiKS, oczywiście z uprzejmą prośbą o uiszczanie stosownych opłat licencyjnych i załączoną umową (co chyba można uznać za ofertę) - jak podają media, miałyby mieć one wysokość 10% wpływów (przy czym druga strona zaklina się, że żadnych nie ma), przy czym nie mniej, niż 1000 zł miesięcznie. Nie podano do wiadomości publicznej podstaw obliczenia tej kwoty, a odpowiedzi na pytanie nie sposób wydobyć z tabel wynagrodzeń umieszczonych na stronie ZAiKS.

ZAiKS żąda też informacji o statystykach odwiedzin, zestawień przychodów, a także oznaczania tabulatur (twórca muzyki oraz tekstu, wydawca albumu) - można domniemywać, że chodzi tu o realizację uprawnień z art. 105 ust. 2 p.a.

Jak zwykle - tego typu żądania każą się zastanowić, ile pieniędzy trafia z rąk OZZ do samych twórców i kogo (a raczej - czyj interes), tak naprawdę, w tej chwili chronią przepisy o prawie autorskim.

piątek, 5 września 2008

pokarm dla rybek

I jeszcze jedno doniesienie z tvn.24. Wrzucam, bo prócz etycznych wątpliwości związanych z karą śmierci itd. łączy się z dyskusją o granicach sztuki i może nawiązywać do pamiętnego, głodzonego zwierzęcia jako "dzieła sztuki". Tu chodzi o zwłoki skazanego na karę śmierci, które - zmrożone i pokruszone - mają służyć za pokarm dla rybek.

ZAiKS i SFP ukarane przez UOKiK

ZAiKS i SFP zostały ukarane przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta ponadmilionową karą za "porozumienie eliminujące konkurencję" między tymi organizacjami. Zdaniem UOKiK, od 2003 roku obie organizacje współpracowały ze sobą, łamiąc prawo. ZAiKS i SFP od egzemplarza DVD pobierały opłatę w wysokości 8 procent ceny (lecz nie niższą niż sztywno określona wysokość). Ponadto stosowały sztywne zasady wynagradzania twórców, co prowadziło do wynagradzania twórców abstrahującego od poniesionych kosztów, wkładów pracy oraz zysków użytkowników komercyjnych.
Zdaniem prezes UOKiK Małgorzaty Krasnodębskiej-Tomkiel, "ZAiKS i SFP zawarły porozumienie, na mocy którego ustaliły jednolite, sztywne stawki za korzystanie z utworów audiowizualnych (np. filmów DVD) oraz odmówiły ich negocjowania. [...] zamierzeniem ZAiKS i SFP było wyeliminowanie konkurencji pomiędzy sobą, ze szkodą nie tylko dla przedsiębiorców (np. sprzedawców i wydawców prasy dodającej do gazet promocyjne egzemplarze DVD), ale także dla twórców i konsumentów". (za: tvn.24)


czwartek, 4 września 2008

(Nie?) jest Śpiochem! Kaczmarek vs. Kaczyński



Kolejna głośna sprawa o naruszenie dóbr osobistych w polskiej polityce. Były minister spraw wewnętrznych i administracji J. Kaczmarek pozywa byłego premiera J. Kaczyńskiego. Słynny Brat Prezydenta RP nazwał swego czasu swego byłego ministra "Śpiochem". W sumie ja też co chwilę wysłuchuję, że jestem Śpioch - może też wytoczę powództwo? ;-)

Leo Beenhakker pozwie o naruszenie dóbr osobistych


Nie cichnie dyskusja na temat powołań wysyłanych przez holenderskiego selekcjonera dla polskich piłkarzy. Głos zabrał, w dość brutalny sposób, jeden z polskich menadżerów piłkarskich zarzucając Leo, że zajmuje się "handlem żywym towarem" (czyli podbiera Panu Osuchowi - bo o nim mowa - robotę). Ciekawe jak sprawa się potoczy, o ile w ogóle znajdzie swój finał w sądzie; historia zdaje się rozwijać a wyżej wspomniany agent nie daje za wygraną.

wtorek, 2 września 2008

nowinki z Kenii...

Microsoft postanowił walczyć z piractwem poprzez obniżkę cen. W Kenii... Ale kierunek chyba słuszny :)

ugoda J. Oleksego i "Wprost"

Doszło do zawarcia ugody pomiędzy J. Oleksym a tygodnikiem "Wprost". Tu link. Tu zaś link do doniesienia o zamiarze wytoczenia powództwa. W sprawie interesować nas może pytanie, czy można publikować prywatne rozmowy. W drugim linku, pod koniec, znajdziecie argumentację redaktora naczelnego "Wprost", który twierdzi: 1. rozmowa Oleksego w momencie publikacji nie była już prywatna, bo wypłynęła do mediów (o ile pamiętam, wypłynęła poprzez portal wprost24), 2. jest to taka sama sytuacja, jak Adama Michnika i Lwa Rywina i ich "prywatnej" rozmowy (mimo że ta druga miała konsekwencje prawnokarne, co wyraźnie umyka autorowi porównania). Mec. Maciej Łuczak, pełnomocnik tygodnika wyjaśnia sens ugody w ten sposób, iż redakcja przyznaje, że Oleksy mógł poczuć się dotknięty, ale nadal stoi na stanowisku, że dopuszczalne jest publikowanie rozmów osób publicznych, w których wyrażają one inne stanowisko niż oficjalne (za gazeta.pl). Nie wiem, czy takie stanowisko nie jest zbytnią ingerencją w prywatność polityków, i tak już ograniczaną.